CD W KOŚCIELE NIE JEST OK

Dziennik Bałtycki » Rejsy » Artykuł

CD w kościele nie jest OK

CD w kościele nie jest OK

Dziennik Bałtycki Marcin Dybuk

2010-09-24 12:55:42, aktualizacja: 2010-09-24 12:57:17

Z ojcem Vincentem Adim Gunawanem Meką, misjonarzem werbistą z Indonezji, rozmawia Marcin Dybuk

Dobrze ojciec mówi po polsku.

Grzechem ciężkim byłoby, gdybym po 11 latach pobytu w Polsce mówił źle.

A ja myślałem, że co innego jest grzechem ciężkim…

Prawda. (Śmiech)

Proszę powiedzieć, jak to się stało, że został ojciec duchownym katolickim w kraju, gdzie tylko niespełna trzy procent populacji jest tego wyznania?

Rzeczywiście

80 procent mieszkańców Indonezji to muzułmanie. Katolicyzm dotarł tam z misjonarzami. W regionie Manggarai (zachodni Flores) dopiero w 1920 roku. To stosunkowo niedawno. Kiedy przyjeżdżali misjonarze, to najpierw chrzcili uczniów, później ich rodziny. Moi rodzice zostali ochrzczeni, ale dziadkowie już się nie załapali. Mnie ochrzcił polski misjonarz. Tak więc wychowywałem się w domu katolickim.

I od razu wiedział ojciec, że chce być misjonarzem?

Nie. Chciałem studiować architekturę i nawet się dostałem na ten kierunek, ale plany pokrzyżowała mi choroba. Nie mogłem rozpocząć nauki. To, żebym został księdzem, to pomysł mamy. Opowiadała, że gdy była ze mną w ciąży, misjonarz przepowiedział jej, że najstarszy syn zostanie kapłanem. Przez całe moje dzieciństwo i życie w domu się o tym żartobliwie napominało. W końcu posłuchałem mamy, choć kiedy poszedłem do seminarium do werbistów, to jeszcze nie byłem przekonany, że będę duchownym. Poszedłem raczej rozeznać powołanie.

A jak ojciec trafił do Polski? Za sprawą polskiego misjonarza?

W Indonezji Polacy cieszą się bardzo dobrą opinią. Misjonarze, oprócz propagowania chrześcijaństwa, zrobili bardzo dużo dla tego kraju, szczególnie w dziedzinie edukacji i medycyny. Pobudowali szkoły, szpitale. Katolicy indonezyjscy pamiętają wizytę Jana Pawła II, Papieża Polaka. Tak jak mówiłem, mnie ochrzcił polski duchowny, ale nie tym się kierowałem, wybierając Polskę. Prawdę mówiąc, to nie był tak do końca mój wybór. Zgromadzenie werbistów rozsyła ludzi tak, aby w różne zakątki świata trafiali misjonarze z różnych krajów. W indonezyjskim seminarium było 70. Któregoś razu nasz przełożony zapytał: kto chce pojechać do Polski do seminarium w Pieniężnie? Zaznaczył przy tym, że chodzi o zakonnika uzdolnionego muzycznie, miłującego sport, a jednocześnie posiadającego talent do nauki języków. Odbyło się głosowanie i padło na mnie i jeszcze na dwóch kolegów. I do Polski przyjechaliśmy w trójkę.

Przyjechał ojciec do Polski i…

I przez rok musiałem się uczyć języka polskiego. Później cztery lata seminarium. Po trzech latach posłali mnie do pracy w parafii w Golkowicach pod Krakowem. Przełożeni zakonu w Polsce zapytali mnie, co chcę robić, gdzie studiować. Na akademię muzyczną nie miałem szans, wybrałem więc muzykologię. Rozpocząłem doktorat, równolegle robiąc magisterium. W ciągu roku musiałem zdać 43 egzaminy. Dzięki temu znałem studentów z pierwszego, drugiego i trzeciego roku. Było z kim pójść na piwo.

To zdolny jest ojciec.

Chyba tak. (Śmiech) W Indonezji miałem wiele propozycji pracy z różnych firm. Tam pracownicy z kwalifikacjami w dziedzinie sportu lub muzyki są pilnie poszukiwani.

Z czego ojciec pisze doktorat?

Zajmuję się zagadnieniem inkulturacji. W dużym skrócie oznacza to, że badam wpływ tradycji i obrzędów na liturgię na wyspie Flores, skąd pochodzę. Sprawdzam, czy wszystko jest zgodnie z zasadami liturgicznymi. I jak jest źle, to zwracam na to uwagę.

A jaki jest wpływ świata zachodniego na eucharystię w Indonezji?

Różny w różnych regionach. Indonezja to kraj składający się z ponad 17 tysięcy wysp, z czego 11 tysięcy jest zamieszkanych przez ludzi. Tak więc różnie to bywa. Na Flores mieszkańcy zapominają o tradycji, na przykład kiedyś podczas liturgii było bardzo dużo bębnów, dziś można grę na tych instrumentach usłyszeć już tylko w górach. Niżej na mszach używane są syntezatory, a czasami nawet płyty CD. To nie jest dobre.

Czym jeszcze, oprócz muzyki, różni się indonezyjska msza od polskiej?

Przede wszystkim w Indonezji nie ma jednego, ustalonego modelu liturgii. Od 90 lat poszukujemy swojego wzoru. Do tej pory duży wpływ na przebieg mszy mieli misjonarze, kraj, z którego pochodzili. Z biegiem lat na mszy powszechne stało się używanie języka indonezyjskiego lub języka z danego regionu. Druga sprawa to stroje. Są bardziej kolorowe. I u nas podczas mszy się tańczy. Jest zespół nawet 100-200-osobowy, który gra i tańczy. Poprzez taniec wyraża się uczucia, oddaje hołd Bogu. W różnych momentach liturgii ten taniec jest inny, inne ma przesłanie. Natomiast poprzez pieśni zwracamy się do Boga z prośbami. Ołtarz powinien być w centrum, a wierni siedzieć po turecku wokół niego. Niestety, teraz w kościołach poustawiano krzesełka i wielu starszych ludzi, którzy chodzą boso, nie przychodzi do świątyni, bo nie chcą nabrudzić księdzu w kościele.

W Indonezji większość mieszkańców to muzułmanie. Trzy procent to katolicy, niespełna dziesięć – protestanci. Jak przy tak dużej różnorodności ludziom się żyje obok siebie?

Indonezja ma pięć zasad filozofii narodowej, którymi wszyscy się kierują. Pierwsza z nich to wiara w jednego Boga. Wszyscy wierzą. W dowodzie musimy mieć wpisane wyznanie. U nas nie ma ateistów. Nie pozwala nam na to przyroda. Często jesteśmy świadkami kataklizmów: trzęsień ziemi, tsunami. Przez to jesteśmy świadomi naszej słabości, małości. Musimy umieć żyć obok siebie. Druga zasada to poszanowanie człowieczeństwa. Trzecia – jedność w wielości. To bardzo istotne w kraju, który się składa z tylu wysp, regionów, grup etnicznych. Widać jednak, że rząd oraz ludzie starają się według tej zasady żyć. Czwarta zasada to demokracja, a piąta – równość i sprawiedliwość społeczna.

Zasady zasadami, ale jak to funkcjonuje na co dzień
?

Różnie. Niestety, ruchy fundamentalistyczne, tak jak na całym świecie, i u nas też się nasilają. Nikt głośno tego nie mówi, ale terroryści nie szkolą się tylko w krajach arabskich, ale także u nas. Niedawno policja złapała największego indonezyjskiego terrorystę, który powiązany jest z Ben Ladenem. Założył w Indonezji obóz szkoleniowy. Rocznie wydawano tam dwa miliardy dolarów na ćwiczenia przyszłych terrorystów. Ruchy te starają się też działać u nas poprzez partie polityczne. Takie ugrupowania rosną w siłę.

Z czego to wynika?

Z biedy oraz z prostoty ludzi, a także z niezadowolenia z rządu. Kolejna sprawa to niechęć do katolików, którzy odgrywają w tych najważniejszych sferach dużą role, na przykład dwie największe gazety w Indonezji są katolickie. I nawet jeśli na łamach nie poruszają takiej tematyki, to się nie podoba. Kolejny problem to niechęć do Zachodu. Wśród muzułmanów wykształconych osób jest góra 10 procent. Reszta to prości ludzie, na których łatwo wpływać. Podczas kazań wbija im się do głowy, że to co nie jest muzułmańskie, jest złe. I tak się rodzą podziały, niekiedy bardzo głębokie. Dochodzi do sytuacji, że muzułmanie nie zgadzają się na budowę świątyni katolickiej. Z drugiej jednak strony, w miejscach, gdzie jest więcej katolików, to oni się nie zgadzają na budowę meczetów. Czasami także ktoś kogoś napadnie, ale takich incydentów nie jest tak dużo, jakby mogło się wydawać. Ludzie się starają żyć po sąsiedzku w zgodzie.

Jaka jest dziś Indonezja?

Rozwinięta na wielu płaszczyznach. To także kraj kontrastów. Niestety, jest duża przepaść między bogatymi i biednymi. Niektórzy ludzie potrafią dwa dni obyć się bez wody pitnej, po którą muszą popłynąć na inną wyspę. Z drugiej strony, w domach zbudowanych z liści są telewizory. Prawie wszyscy mają telefony komórkowe. Nikt już nawet nie myśli o telefonie stacjonarnym. Sprzęt jest tani – to ludzie kupują. Ale Indonezyjczycy nauczyli się także żyć blisko natury i dzięki temu są bardziej pogodni. Dużo się uśmiechają i mniej niż Polacy przejmują błahymi sprawami.

Msza Floresyjska odprawiona zostanie 26 września o godzinie 12 w kościele św. Trójcy w Gdańsku. Kierownictwo artystyczne, choreografia: Jadwiga Możdżer, kierownictwo muzyczne: Vincent Adi Gunawan Meka

Tinggalkan komentar